Kilka dni temu
przyszło do mnie specjalne zamówienie. Kawa na wynos od
Marty(Spiaca), która wystawiła mi za nią wyjątkowo
niski rachunek, a zapewniam przyszła gorąca i to z całym zestawem
bułeczek. Taki „Koncert Życzeń” to ja mogę nawet codziennie.
Co do jednego Marta miała rację spodziewałam się innej kawy, ale
ta ucieszyła mnie podwójnie, bo to przecież NI! W dodatku na
odwrocie „kawowa historia”. Znam skądś ten scenariusz. Wstaję
przecieram oczy i … no jasne kawa. Ja to przynajmniej z mlekiem,
ale Paweł przed odpaleniem silnika wypije dwie czarne i to mocne. Do
tego dodajemy papierosy, ja jednego on cały zestaw. W lepsze dni
zjem choć śniadanie i tak oto człowiek sam się wykańcza.
Ostatnią kawę piję koło 22.00 i nie śpię, no bo jak? Ale
przecież coś zawsze się znalazła i trzeba było ustać na nogach.
W sumie kaw nie wypijam tak dużo patrząc na statystykę domową.
Przeciętnie dwie – trzy dziennie. Mój rekord to 7 podczas
egzaminów + Pu-ehr bo inaczej nie dałabym rady i padła na zawał.
W weekend
miałam się wyspać, ale nie wypaliło. Przez kalosze rozwaliłam
sobie nogę i boli jak diabli. Pokarało mnie, trzeba było jechać w
mokrych butach... rozgrzałyby się. Obyś choć ty spała Martusiu –
dzięki za miłe słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz