Pokazywanie postów oznaczonych etykietą People. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą People. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 10 czerwca 2014

Grecja Eleny

No, a teraz coś wyjątkowego dla mnie i pierwszy krok w kierunku moich kartkowych porządków. Oto część wymiany (bo mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy), z Eleną. Prócz wspaniałych UNESCO, których nie trzeba chyba nikomu opisywać, ulubiona wyspa koleżanki – Santorini.
W pierwszej kolejności Ateny, które lata temu sama mogłam pozwiedzać. Byłam zatem zarówno przy Grobie Nieznanego Żołnierza, jak i na Akropolu – z tej perspektywy, świątynia wydaje mi się dziwnie mała, ale przy lejącym się z nieba żarze, uwierzcie mi, że ciężko się ją zwiedza.

Meteory widziałam natomiast tylko przelotnie, ot z autokarowego parkingu. Nie było mi dane nawet kupić wówczas pocztówek, ale w to miejsca akurat bardzo chciałabym wrócić, bo zakochałam się od pierwszego wejrzenia.


poniedziałek, 12 maja 2014

Ciepły wiatr od morza

Nie mam ostatnio zupełnie czasu na bloga, choć może powinnam go znaleźć, bo zawsze przelanie mych chaotycznych myśli na ten wirtualny papier pozwalało mi przeanalizować kilka spraw. W domu mamy lekką nagonkę, bo do ogarnięcia jest tyle spraw, że szkoda gadać: sprzątanie na szeroką skalę, jakieś sprawy prawno-organizacyjne, wspólnota. Do tego dochodzą studia, gdzie na całe szczęście wiele mam już za sobą. Przede mną za to dokończenie pracy licencjackiej, dwa egzaminy oraz przygotowanie przedstawienia teatralnego, a potem już tylko obrona. Nie mogę już nawet napisać, że chciałabym uciec... chciałabym to po prostu zakończyć i mieć wszystko z głowy, a jak to ja odkładam tylko na później. Robią się kolejne zaległości i tak „w koło Macieju”. No i tak w związku z tymi zaległościami chciałam się pochwalić nowym, choć nie nowym (bo czekającym na dodanie zbyt długo) krajem. Pocztówki z Algierii przysłał mi Mohamed w niemal półrocznym odstępie czasu. Tak więc choć pierwsza nie była niespodzianką, druga okazała się totalnym zaskoczeniem, ale za to jakże miłym.
Algieria to republika o charakterze islamskim, znajdująca się w północnej części Afryki nad Morzem Śródziemnym, której większą część pokrywają pustynie i półpustynie wchodzące w skład Sahary. W języku arabskim nazwą właściwą państwa jest Al-Dżazari, co oznacza „wyspy”, a pochodzi od wysepek położonych u wybrzeża stolicy kraju Algieru. To czwarte co do wielkości państwo na świecie stanowi prawdziwą siłę na kontynencie, dzięki największej w regionie armii oraz korzystnym traktatom międzynarodowym. Mimo swych muzułmańskich korzeni, Algieria to być może najbardziej tolerancyjne muzułmańskie państwo w regionie, kobiety mogą się tu nie tylko kształcić, ale również domagać się rozwodu, przejąc opiekę nad dziećmi, a także dziedziczyć, a co być może ważniejsze uczestniczyć w życiu politycznym swego kraju. Świadczą o tym liczby otóż w 2007 roku 60% sędziów stanowiły właśnie kobiety! Sytuacja ta wynika być może z faktu, iż w roku 1962 Algierczycy wywalczyli niepodległość, aby to jednak osiągnąć do walki ramię w ramię stanęli zarówno mężczyźni jak i kobiety.

English: A spare moment and so much to do, but I decidec that first of all I will share with you my new (but not so new) country. Algeria is an Democratic Republic located in nothr Africa and in the Mediterranea. About 4/5 of country area are covered by deserts that are part of Sahara Desert. Algeria is the bigest and strongest country in the region. Although it is muslim, womens have many privilages – they cal learn, work, take part in political life, even divorce and take care of they children after divorce. Maybe this situation is based on the fact that in 1962 women were fighting with men to retrive the independence of the country.

środa, 21 sierpnia 2013

Hold a moment #3

Piękna ta pocztówka <3 
Wysłały mi ją dzieci z naszej wycieczki na Rusinową. Eryk nadawał na marudzącego Daniela, ale pochwalił go za podejście pod Wiktorówki. Chłopcy zdobyli zresztą więcej ciekawych miejsc, byli na Markowych Szczawinach i na... a nie to z kolejnymi kartkami. W każdym razie teściowa wybrała dla nas wcale nie najłatwiejsze podejścia i jestem z nich bardzo dumna, z obu! Wchodzili sami, pomagając sobie nawzajem, aż miło było patrzeć, a potem zbierali jagody... dobrze, że straż parku była wyrozumiała, bo cali byli umazani w "dowodach rzeczowych".
English: This is a postcard from my kids, while we were walking around Tatra Mountains and Beskid Żywiecki. I`m so proud of them! They were climbing and helping eachother!

wtorek, 20 sierpnia 2013

Zachować w pamięci

Ziewam, więc jeszcze chyba dobrze się nie obudziłam. Udało mi się jednak zrobić nam dwie kawy i z lekko nieprzytomną miną siąść do bloga. Danny i tak już nie śpi, tak więc notka nie będzie tak obszerna, jak początkowo zakładałam. Dziś bowiem na tapecie, aż cztery wyjątkowe pocztówki od dziewczyn. Wszystkie przedstawiają ludowe stroje, o których większość z nas już nie pamięta. Owszem, kto nie zna stroju łowickiego, góralskiego, czy krakowskiego, ale czy wiecie jak wygląda strój sądecki? A może słyszeliście o łańcuckim lub rozbarskim? Tak znacie być może kaszubskie hafty, ale czy widzieliście strój z tego regionu? Ja tak, a to wszystko dzięki nayance i jomar, które z wytrwałością zarzucają mnie kartkami, z ilustracjami, które warto by ocalić od zapomnienia. Część z nich to dzieła Marii Orłowskiej-Gabryć, podczas gdy inne zilustrowała Irena Czarnecka czy J. Karolak.
Wyjątkowość stroju sądeckiego wynika z jego różnorodności, jak też tradycji przekazywania go z pokolenia, na pokolenie, przy czym każde dodawało don nowe elementy. Hafty wykonywano z pamięci łącząc ze sobą kilkanaście stałych elementów i była to jedyna praca, którą wykonywały kobiety, sam strój szyty i skrojony był przez mężczyzn.
O stroju łańcuckim wiem tyle, że jest z typowych strojów mazowsza, tylko co jest u nas tak naprawdę typowe? Na to pytanie odpowiedź okazuje się już nie taka znowu prosta.
Rozbarski pochodzi z Górnego Śląska i często kojarzony jest  z Bytomiem. Warto pamiętać, że na Śląsku stroje kobiece różniły się nie tylko w zależności od regionu, ale nawet wsi! A już w XIX i XX wieku nieliczni umieli je prawidłowo rozróżnić, bo ludność przenikała się, a ubiór zmieniał w tempie zastraszającym. Pomijając długi wykład, mnie najbardziej podobają się wzorzyste wstążki, zazwyczaj szerokie na 10 cm pastelowe i pomalowane w piękne kwiaty. To dzięki nim wiem, że przedstawiona na obrazku kobieta jest mężatką, bo to mężatki przyszywały wstążki do czapki, spuszczając je luźno z przodu.
Opis stroju kaszubskiego jaki znalazłam, odnosi się do nieco tylko innego odzienia, wiadomo jednak, że wielokrotnie zmieniał się on przez wieki, a że ten rodzaj stroju regionalnego zanikł całkowicie w XIX wieku i rekonstruowano go po wojnie, ciężko jest ustalić jakieś pewniki. Oryginalną częścią, która zachowała się do czasów dzisiejszych jest jedynie złotnica (stanowiąca kobiece nakrycie głowy). 
English: Thanks to my forum friends I can present you with polish regional outfits from our country region. It is just a drop in a sea, but you can imagine how colourful our folclor is. So from the top you have sądecki uniform, than an outfit from łańcut, another one is rozbarski uniform and on the end a kaszebe one. 


wtorek, 6 sierpnia 2013

An Orang Asli

No i w końcu pierwsza część konstrukcyjna regału stanęła. To malutki regalik, ale mogłam na niego włożyć książki i puzzle Daniela, a do tego część swoich pocztówek nim zeskanuję je i wystawię na sprzedaż. Tak, mieszkanko jest małe i widzę, że kartek do wysłania mam po prostu za wiele. Zresztą wiecznie je dokupuję. Część z nich jest mi więc raczej zbędna. Tymczasem gdy chłopcy ciężko pracowali, ja zeskanowałam sporo kartek i oczywiście obrałam czerwoną porzeczkę. Wam natomiast pochwalę się zapierającą dech w piersiach pocztówką od Nadz z Malezji. Przedstawia ona tamtejszego aborygena grającego na flecie nosowym. W dzisiejszych czasach Orang Asli  są już rzadko spotykani, miło zatem podziwiać ich choć na widokówce. Orang Asli to oficjalne określenie autochtonicznych ludów zamieszkujących górzyste partie Malezji, z czego wyróżnić można, aż osiemnaście grup zróżnicowanych pod względem obyczajów i języka.
English: When boys were pleace our first bookcase I was scanning postcards. This incredible one is from Nadz and it shows Orang Asli - true aborigene from Malaysia playing on nose flute. Today they become rare, but those are ingenious people from Malaysia and they are divide into 18 tribes - that have different culture and language. 

Atak senności

Coś dziś wisi w powietrzu, a mnie dopada senność. Zrobiłam już obiad, teraz czas pozmywać. Mały wciąż układa puzzle, na korytarzu nadal stoją torby do rozładowania, a ja jeszcze nie popłaciłam rachunków. Siedzę jednak i klikam i oczy same się zamykają. Dobrze, że Edyta tak dużo pisze, a teraz gdy znamy się osobiście łatwiej mi się te kartki odbiera. Alek, jej syn to super dzieciak, a Daniel ciągle pyta kiedy znów się spotkają. Szkoda tylko, że w Polsce brak autostrad i jazda do Katowic zabrałaby mi całe wieki. Muszę być bardzo zmęczona, bo moje własne słowa przywodzą mi na myśl chaos. Nie jest jednak do końca tak, że plotę od rzeczy, chciałam bowiem jakoś płynnie dojść do tematyki kartek z Muszyńską. Podczas mojej nieobecności dostałam, aż trzy! Wszystkie piękne i wyjątkowe! Pierwsza to "Dziewczynka z niezapominajkami" - mnie z tymi kwiatami kojarzy się wierszyk z dzieciństwa. Nigdy ich nie zrywałam, zdaje mi się że nie mają wprawie zapachu, a że lubią wodę, te dziko rosnące szybko więdną. Mają jednak w sobie urok i czar, który sprawił że zakochałam się w wodzie, nad którą rosną.
Idąc dalej mamy równie piękną pocztówkę z obrazem zatytułowanym "Kwitnąca jabłoń". Mimo, że w ogrodzie rodziców są jabłonie jakoś zawsze przeoczam moment ich kwitnięcia, ale w tym roku kwiaty kwitły niemal w zimie... Zupełnie jak na tym niezwykle klimatycznym obrazku pani Danuty.
Został nam ostatni obraz. "Małe Marokanki" to nie do końca mój kanon, ale w spojrzeniu tej młodszej jest coś co mnie przyciąga i sprawia, że na długo zamieram w zamyśleniu. Ciekawi mnie gdzie wędrują jej myśli, dokąd prowadzi ją umysł i czy pani Danucie pozowały faktycznie Marokanki, czy prace tę tworzyła jedynie na podstawie własnych wyobrażeń.
English: While I was playing with kids during my vacations, my dear friend Edyta sent me three wonderful cards with works of Danuta Muszyńska-Zamorska. All of them are amazing with long warm messages. But my favorite one is the one in the middle with the blooming apple flowers.
So if you read me... tank you hun and have a greate summer with your boys.


niedziela, 21 lipca 2013

Góralczyk

Strasznie zaniedbuję to miejsce, ale na wyjeździe naprawdę ciężko dostać mi się do komputera. Nie mam za to problemu z nadrabianiem kilometrów i tak dziś jadąc do Bochni zagapiłam się i trafiłam na autostradę do Katowic... zjazd po 30 km (w przybliżeniu) - mam nadzieję, że nie mają tam miejscowych pomiarów prędkości... o jaką mam nadzieję. W Bochni Eryk grał w starodawne szwedzkie gry, a my z Gosią jadłyśmy lody. Pyszne lody, a do tego cudowną kawę. Odkryłyśmy też (niestety zamknięte) atelie De La Luca <3 na Starym Mieście, na witrynie same cuda i to właśnie one zmusiło mnie bym usiadła dziś do pisania, bo skoro wyszukiwałam coś u wujka Google, grzechem byłoby nie napisac u siebie. Dzisiejsza karteczka to specjalny prezent od Edyty, reprodukcja "Góralczyka" Stefanii Brandt - Warszawskiej malarki, zmarłej jeszcze przed moim urodzeniem. Widziałam sporo jej prac, bo kilka wisi w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, ta jednak cieszy mnie szczególnie i każdy, kto zna mój sentyment do tradycju ludowej, od razu domyśli się dlaczego. Resztę pozostawię w niepewności. 
English: Here you are... postcard from my friend Edyta with a reproduction od Stefania Brandt work called "Góralczyk" ( from mountainman or rather mountainkid). This artist comes from Warsaw, but she died before I was born. I like her works especial this, because it relationship with folklor.

czwartek, 4 lipca 2013

My Vietnam

Siedzę w domu czekając na Pawła, a raczej na telefon by znów przywieźć go z imprezy firmowej. Padam i nie wiem czy powinnam robić sobie kawę. Daniela uśpiła moja rozmowa telefoniczna z przemiłym fotografem, u którego robimy zbiorowe zamówienie. Eryk marudzi, bo nie ma kompa, ani nawet książki - jako, że została u dziadków. Co mogę zatem robić jeśli nie pisać posta? Spytacie jak? Z poświęceniem, bo nie znoszę komórek dotykowych. Mimo moich męczarni, będzie warto, bo oto moja pierwsza pocztówka z Wietnamu. Kartka pochodzi ze swapu, a na dodatek to jedna z moich ulubionych - dzięki Jo za ten wybór. W zbliżeniu pokazuje codzienne piękno tego kraju, a w połączeniu z cudownymi znaczkami, stanowi w zasadzie jego kwintesencję. Mnie kraj kojarzy się z przeludnieniem, gwarem, polami ryżowymi, czerwienią... ale głównie z rowerami i ao dai, w których niegdyś się zakochałam. Są też stożkowane kapelusze o kolistej podstawie, choć nie mogę przypomnieć sobie ich nazwy. 
English: Vietnam - for me means ao dai, bikes and rice fields. But this is only a brief not an essence of this country. Thats why I wanted to know it better. Just to look a bit closer. My first chance appear when Jo sent me this postcard as a swap, from my favourites. Saigon - from there it was sent and I instantly thought about our polish sentence related to the pleace "Saigon" means for us chaos and destruction, but we really don`t know much about the pleace. We know it mostly from history of Vietnam war, why? Because Vietnam is comunistic and during war we were there too.

środa, 26 czerwca 2013

Maori

Kia Ora! Jak witają się Maori, rodzimi mieszkańcy Nowej Zelandii. Na pocztówce od Sue, Ana Rupene z dzieckiem sportretowana przez Gottrfieda Lindauera. Widać tu piękne maoryskie tatuaże oraz niesamowicie zdobioną chustę do przenoszenia maluszków. Dziś wiele Europejskich mam nosi w ten sposób swoje dzieci, zamieniając się w jak same się nazywają „Kangury”.
English: Kia Ora! It means Hello in Maori. Maori are New Zeland ingenous people. On the postcard sent by Sue, Ana Rupene and her Child by Gottfried Lindauer (1839-1926). I like traditional Maori tatoo.

piątek, 21 czerwca 2013

Palosebo

Jutro egzamin, a ja się poddałam. Po prostu nic mi do głowy nie wchodzi. Jest parno, gorąco i męczy mnie alergia, ale to nie dlatego moja wiedza nie przekroczyła jak dotąd poziomu zerowego. Po prostu nie zmobilizowałam się w odpowiednim momencie i ilość obowiązków mnie zwyczajnie przerosła. Cóż mogę rzec... jako, że w niedzielę kolejny egzamin, na który o dziwo coś umiem, zdecydowałam dodać dziś jeszcze jedną pocztówkę nim padnę na łóżko i odpłynę. Oto Filipiny! Piękny i gościnny kraj, pełen uśmiechniętych ludzi. Pocztówkę przysłała mi Beni, wraz ze szczerymi uściskami. Na zdjęciu Palosebo, popularna zabawa praktykowana podczas świąt i festynów. Na czubku wysokiego bambusowego pala umieszczona jest nagroda, do której wspinają się zawodnicy.
English: Tommorow I will have to pass an exam and I think I have no chances. Because in Sunday there is another one and I will be still learning tommorow I decided to add a postcard today. Meet Philippines! Wonderfull country full os hospitality and smiling people. Postcard was sent by Beni with warm greetings and wishes of luck. On the photo you can see Palosebo, a popular fiesta game. The goal is to climb for the prize sitting atop the heavily gresed bamboo pole.

środa, 12 czerwca 2013

Trooping the Colour

Mam dziś napięty grafik, ale na pierwsze miejsce wpisałam sobie pocztówki, a że wstałam wcześnie ze spokojem mogę teraz uzupełnić swoje zbiory o kilka kolejnych pozycji. Oto „Trooping the colour” ceremoniałem sięgający w swojej tradycji XVII wieku. Parada popularnie nazywana 'Paradą na Cześć Urodzin Królowej' jest jednym z najbardziej spektakularnych widowisk na świecie. Wprawdzie obecnie panująca Królowa Elżbieta II tak naprawdę urodziła się w kwietniu, ale zgodnie z tradycją uroczyste obchody odbywają się dopiero w czerwcu. Ceremonia wywodzi się z tradycji prezentowania sztandarów, tak aby żołnierze byli w stanie rozpoznać flagi swojego pułku. Jak podają źródła historyczne, po raz pierwszy miała ona miejsce za panowania Króla Karola II i od roku 1762 stała się dorocznym wydarzeniem w trakcie obchodów oficjalnych urodzin monarchy.
W widowiskowej paradzie bierze udział ponad 1.000 żołnierzy z osobistych oddziałów Jej Królewskiej Mości zwanych Household Division, kilka setek koni i 400 muzyków grających w orkiestrach wojskowych Massed Bands. Parada ma stałe miejsce na placu Horse Guards Parade w pobliżu Whitehall, niedaleko od Pałacu Buckingham. Tysiące zgromadzonych widzów ustawia się wzdłuż trasy deptaku prowadzącego z Pałacu Buckingham, aż do Horse Guards Parade, aby przyglądać się przejeżdżającej w powozach rodzinie królewskiej oraz towarzyszącym im zastępom wojska przystrojonych w odświętne mundury. Z tej właśnie okazji Królewska Poczta wydała znaczek „Emsigm, Scots guards” 07 czerwca 2005, a Dorothy przysłała mi jego reprodukcję na tej pięknej pocztówce.
English: The custom of Trooping the Colour dates back to the time of Charles II in the 17th. Century when the Colours of a regiment were used as a rallying point in battle and were therefore trooped in front of the soldiers every day to make sure that every man could recognise those of his own regiment. In London, the Foot Guards used to do this as part of their daily Guard Mounting on Horse Guards and the ceremonial of the modern Trooping the Colour parade is along similar lines. The first traceable mention of The Sovereign's Birthday being 'kept' by the Grenadier Guards is in 1748 and again, after George III became King in 1760, it was ordered that parades should mark the King's Birthday. From the accesssion of George IV they became, with a few exceptions and notably the two World Wars, an annual event. This impressive display of pageantry is now held on the occasion of the Queen's Official Birthday. It takes place in June each year to celebrate the official Birthday of the Sovereign and is carried out by her personal troops, the Household Division, on Horse Guards Parade, with the Queen herself attending and taking the salute. Although The Queen was born on 21 April, it has long been the tradition to celebrate the Sovereign's birthday publicly on a day in the summer, when good weather is more likely. On 7 June 2005 Royal Mail issued a stamp Trooping the Colour (Ensign, Scots Guards) designed by Why Not Associates, featuring the photograph by Tim Graham and Dorothy sent me a reproduction of this stamp shown on the postcard <3.

wtorek, 11 czerwca 2013

Kupala Night

Zastanawiam się czy Paweł sam nie zasnął, lulając Danielka do snu. Boję się jednak wejść i to sprawdzić, więc zamiast tego korzystam z wolności i piszę. Piszę choć powinnam dawno już spać. Nawet mimo zmęczenia potrafię wciąż zachwycać się tą pocztówką od Mariny. Piękna dziewczyna, cudowne kolory i pole pszenicy. Tak właśnie świętuje się na Ukrainie dzień Ivana Kupala, czyli po naszemu Noc Kupały. Święto ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju, płodności, radości i miłości, powszechnie obchodzone na obszarach zamieszkiwanych przez ludy słowiańskie, ale nie tylko. Znają je Bałtowie, germanie i ludy celtyckie, a także Finowie czy Estończycy, co niewątpliwie świadczy o jego znaczeniu. Tym właśnie kierowali się chrześcijanie zaszczycając je na tak zwaną Noc Świętojańską.
English: I am tired but not so tired not to mention about beauty of this postcard sent to me by Marina. Such lovely wreaths are ofter related to Ivan Kupala Day. This Celebration is well known in almost whole Europe by different names but the celebrations are almost the same.
On Kupala day, youth jump over the flames of bonfires in a ritual testing of one's bravery and faith. Girls would float wreaths of flowers often lit with candles on rivers and would attempt to gain foresight into their relationship fortunes from the flow patterns of the flowers on the river. Men may attempt to capture the wreaths, in the hope of capturing the interest of the woman who floated it. There is an ancient Kupala belief, that the eve of Ivan Kupala is the only time of the year when ferns bloom. Prosperity, luck, discernment and power would befall on whoever finds a fern flower. Yes we know it well in Poland as well :)

Basotho man

Ależ dziś miałam dzień! W przedszkolu Daniela zaczęłam szyć świnkę z wełnianego filcu, pobawiłam się z dzieciakami na podwórku, a w drodze do domu zaliczyłam solidną kolizję... Znaczy jakiś przemiły Pan postanowił poznać mnie bliżej i wjechać mi w zderzak. Atrakcji co niemiara, a teraz jeszcze net ledwo działa. W pokoju obok Paweł niańczy dzieciaki i tłumaczy Erykowi, że jest kimś wyjątkowym, bo jest... bardziej nawet niż ta urocza pocztówka od Any, jako że obiecałam im jednak męską rozmowę, zajmę się lepiej kartką, zamiast podsłuchiwać. To moja kolejna zdobycz, z nieziemsko kolorowym folklorem wprost z Południowej Afryki. Na zdjęciu mężczyzna z Basotho, albo raczej Basutosi lub Sotho. Plemię to poświęca się głównie pasterstwu, choć jak pokazuje historia wielu wśród Basotho wojowników. Cechą charakterystyczną jest kolista obronna budowa wiosek oraz silna struktura rodowa, z częstym mimo rozpowszechnionego w ten nacji katolicyzmu wielożeństwem. Prawdę mówiąc dochodzę do wniosku, że słabo znam Afrykę i nawet nie mam czasu się obecnie dokształcić. Może Ana pomoże mi rozwiązać ten problem?
English: This colourful postcard was sent by Ana and it shows Basotho man in traditional dress. Sotho people, as they call them sometime, have lived in southern Africa since around the fifth century. Their nation emerged from the accomplished diplomacy of Moshoeshoe I who gathered together disparate clans of Sotho–Tswana origin that had dispersed across southern Africa in the early 19th century. To be honest Africa is still a mistery for me and during my exams I don`t have time to learn more about it but I think it is time to change it.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Sami people

Coś czuję, że pocztówki powinnam zacząć wrzucać taśmowo bez opisów, ale po prostu nie mogę. Czułabym się z tym najzwyczajniej źle, jakbym siebie i kogoś oszukiwała. Przez tą moją nadgorliwość mam wiecznie rosnące zaległości i w zasadzie nie dodaję tu offów z PC. No ale niedługo przerwa wakacyjna i może uda mi się coś nadgonić o ile jakimś cudem będę miała net i dostęp do komputera. Sama siebie oszukuję? Możliwe... wielce prawdopodobne.
Tymczasem jednak kolejna folkowa kartka, tym razem od Martiny prosto z Finlandii. Na pocztówce przedstawiciele ludu Sami w tradycyjnych strojach i z najlepszym „przyjacielem” - no jasne, reniferem! Teoretycznie zamieszkują północną cześć kraju za kołem polarnym, ale w praktyce obecnie mamy globalizację i chyba nie muszę tłumaczyć, czemu najwięcej przedstawicieli nacji jest obecnie w stolicy? Zastanawiam się czy to samo tyczy się reniferów.
English: Paul is working so I`ve got a spare moment before going to sleep. What can I do? Oh yes I know... I can show you next of my postcards. This one is from Martina, who lives in Finland. On the card you can see Sami people and reindeer mainly lives in the north from Polar Circle, well most of reindeers do! You know globalization... so there is a lot of „city Sami” today, mainly in Helsinki. I like this traditional costume, and do you?

In Love

Ach zdążę napisać jeszcze kilka zdań, o pocztówce którą dostałam od dollit! Uwieczniony na pocztówce obrazu namalował sławny ukraiński artysty Ivan H(G)onchar (1911-1993). Podróżował on po całej Ukrainie, a jego głównym celem było portretowanie ludności zgodnie z antropologicznym i historyczno-etnograficznym pochodzeniem oraz stylem życia. Ten obraz zatytułowana „Zakochana” pochodzi z 1979 roku, a sportretowana dziewczyna ubrana jest w ludowy strój z Kobyllaky w prowincji Poltava. Sama nie wiem dlaczego patrząc na ten malunek poczułam ukłucie zazdrości i to bynajmniej nie w stosunku do młodziutkiej Ukrainki. Brakuje mi bowiem w Polsce właśnie takich portretów, takich ujęć – realistycznych i na stój sposób dokumentacyjnych.
English: Good I have few more moments to describe this lovely postcard from dollit. It`s a painting by famous Ukrainian artist Ivan H(G)onchar (1911-1993). He traveled across all of Ukraine. The artist main objective was the anthropologican and historic-ethnographic portrayal of the Ukrainian people in their life. This painting comes from 1979 and is called „In Love”. It shows a maiden in local folk costume from the city of Kobyllaky in Poltava Province.

Ndebele

Trochę się poobijałam, ale dziś czeka mnie sporo pracy, dlatego na nogach jestem od bladego świtu. Oj tak... z rzeczy bardziej przyjemnych zeskanowałam swoje kartki na wymianę z UNESCO, a teraz pieczołowicie zamierzam uzupełnić bloga. Niestety od 10.00 zaczynam przeprawę przez mękę: prasowanie, odkurzanie, składanie pudeł i pakowanie w nie rzeczy do przeprowadzki. Pewnie koło 15:00 siądę w końcu do książek, a tu zbliża się nieubłaganie termin egzaminów. No nic zaczynajmy! Maryś zachęciła mnie do prezentacji kartek z dwóch kategorii zaczynam zatem od folkloru. Zrobił się z tego niezły kopiec! Od czegoś jednak zawsze trzeba zacząć. Poznajcie zatem Ndebele – grupę ludów zamieszkujących między innymi Republikę Południowej Afryki. Ndebele należą do plemion z grupy Nguni zupełnie jak Zulusi, trzeba jednak pamiętać, że plemiona dzieli język, zwyczaje i obrzędy.  
Dla Ndebele wyjątkowe znaczenie ma tu sztuka, w tym dekoracje naścienne ich domów. Te niesamowicie kolorowe i symetryczne wzory wykonywali artyści bez jakichkolwiek „pomocy technicznych”. Ściany własnych domów malują najczęściej kobiety, a ich kreatywność w doborze kolorów i wzorów często określa ich status w grupie. Te piękne pocztówki przysłała mi Ana wraz z jak zwykle ciepłą wiadomością. Ach przypomniało mi się! Obręcze (dawniej z brąz) wokół szyi, rąk i nóg oraz kolorowy strój to atrybuty dumnej żony, a oznaczają jej oddanie dla meża.
English: I would like to introduce you Ndebele. Although the origins of the South African Ndebele are shrouded in mystery, they have been identified as one of the Nguni tribes. The history of the Ndebele is interesting but I will rather mention the customs related to the card so... Ndebele women traditionally adorned themselves with a variety of ornaments, each symbolising her status in society. After marriage, dresses became increasingly elaborate and spectacular she also wears copper and brass rings around her arms, legs and neck, symbolising her bond and faithfulness to her husband, once her home was built. In ealyer times she would only remove the rings after husbands death. The rings (idzila) were believed to have strong ritual powers. Husbands used to provide their wives with rings; the richer the husband, the more rings the wife would wear.
The secound card is related to tribe art that has always been an important identifying characteristic of the Ndebele. Apart from its aesthetic appeal it has a cultural significance that serves to reinforce the distinctive Ndebele identity. Painting was done freehand, without prior layouts, although the designs were planned beforehand. The characteristic symmetry, proportion and straight edges of Ndebele decorations were done by hand without the help of rulers and squares. Ndebele women were responsible for painting the colourful and intricate patterns on the walls of their houses. This presented the traditionally subordinate wife with an opportunity to express her individuality and sense of self-worth. Her innovativeness in the choice of colours and designs set her apart from her peer group. In some instances, the women also created sculptures to express themselves. Postcards were sent by Ana my dear friend – Thank you!