Dziś od rana boli mnie głowa i nie
mam po prostu na nic siły, muszę chyba iść odespać. Popołudniu
muszę odebrać małego i zabrać go na lody. A potem? Sprzątamy, bo
w końcu mam czas mu pomóc w opanowaniu nieporządku w jego pokoju.
Dotąd jakoś nie było chwili by móc się oderwać i usiąść z
nim by posegregować książki i zabawki, zetrzeć kurze... dziś
będzie, bo dzisiejsze popołudnie jest tylko dla nas. Tymczasem
jednak coś tylko dla mnie, a mianowicie pocztówki od Andrei wprost
z Tasmanii. Piękne i zapisane jak zwykle po same brzegi.
Są tu lawendowe pola z Farmy
Bridestowe, niesamowite widoki wschodniego wybrzeża, popełnione
przez Andree zdjęcie krowy z okolic jej domu, pełen przegląd
tamtejszej farmy, zadziwiający Port Arthur, przezabawna ciuchcia
jakby żywcem wyjęta z poprzednich stuleci oraz zapierające dech w
piersi Devonport.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz