Ależ dawno mnie tu nie było, a tyle się przecież u nas pozmieniało. Praca, dzieci, szkoła, podróże, przeprowadzki - dziki kocioł, w którym sama jeszcze się nie odnalazłam. To zagubienie powoduje, że w zasadzie żyję na pudłach i mam tylko skrytą nadzieję, że pozbędę się ich przed powiększeniem rodziny. No tak! Taka niespodzianka, będziemy mieli trzeciego synka. Nie wiem już czy się śmiać czy płakać, ale jak jeszcze raz usłyszę " Ważne, żeby był zdrowy" - to nie tyle komuś przyłożę patelnią, co spakuję pozostałą dwójkę i podrzucę temu geniuszowi, z karteczką "Zwróć, jak zmądrzejesz", a potem będę się modlić by to nabywanie wiedzy trwało więcej niż 24h.
Oczywiście śmieję się. Kocham synów, ale perspektywa męskiej drużyny piłkarskiej jakoś nie napawa mnie optymizmem, chciałabym w końcu pobujać na rękach córeczkę. A tu słyszę " Czwarta będzie córcia, a jak nie to adoptujemy". Powinnam już zacząć projektować fortecę na te dzieciaki. Dobrze, że teściowa nie zdaje sobie sprawy z naszych planów rozrodczych, bo by wyłysiała, a przyznam że nie wyglądałaby wówczas zbyt korzystnie.
Cóż więcej w ramach tych zabawnych skrótów? Ano tak, chłopcy w szkole. Daniel w klasie drugiej, Eryk pierwszej liceum - są dzieciaki, jest zabawa. Obaj chodzą do jednej placówki, co jest bonusem, bo choć nie muszę młodego odbierać. Za to rano.... O mamusiu, nie wiem kto jest gorszy, chłopaki czy Paweł. Dobrze przynajmniej, że obaj szkołę kochają i tu wcale nie przesadzam. Już nawet z pokorą znoszę kąśliwe uwagi teściów, że ta metoda edukacji jest do bani. W moim odczuciu nie jest! Po studiach pedagogicznych zyskałam jedną podstawową pewność, odnośnie nauki. Oczywiście istotna jest wiedza nauczycieli, program, pomoce naukowe i cały ten edukacyjny bagaż, pielęgnowany od lat w naszym systemie. Jest jednak coś o wiele istotniejszego co moim synom z pewnością daje szkoła waldorfska - ciekawość świata i pęd do wiedzy. Bez tego pędu, bez chęci i fascynacji, nie ma mowy o zdobywaniu i poszerzaniu wiadomości, a gdy do tego dodamy jeszcze dążenie nauczycieli by chłopcy myśleli samodzielnie, a nie podążali za szablonem, mamy do czynienia z czymś zupełnie bezcenny, we współczesnej edukacji. No wyrzuciłam to z siebie, a teraz pocztówki tak?
Nie będzie łatwo, przez ten czas nazbierało mi się ich sporo, no ale może spróbujmy jakoś zacząć. Będzie więc kocio i sennie, bo tak właśnie się obecnie czuję. Pocztówkę otrzymałam w ramach wymiany na FB (i w tym miejscu cieszę się, że jednak zdecydowałam się wykorzystać ten sposób komunikacji). Mało, że zachwyca sam rysunek, to jeszcze na odwrocie istna feeria barw, bo nadawczyni stworzyła taśmowe dzieło sztuki z krainy lata. DZIĘKUJĘ, oczu nie mogę oderwać!
Pocztówka (no właśnie - na blogu zmienił się też sposób dodawania zdjęć, ponoć jest prostszy, przeciągasz, zrzucasz itd... no ale niestety prostszy nie jest bo nie działa, póki co zatem link, a ja idę powalczyć - a więc to tak, działa po edycji... nieładny program)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz