czwartek, 5 września 2013

Małe - wielkie cuda

Staram się nie spać, choć nie jest to łatwe. Wszystko mnie boli, a chyba najbardziej nerki i biodra. To tam oberwałam... Daniel śpi podłączony pod kroplówkę w szpitalnym łóżku, mi zostaje krzesło. Za moment Paweł zabierze mnie do domu i wróci do dziecka. Dziś odkryłam trzy rzeczy... to, że ludzie są po prostu głupi... - facet jadąc 80 km/h wjechał w nas na przejściu... wyprzedził auta, które właśnie nas przepuszczały wjeżdżając na pas pod prąd wprost w grupę pieszych... w karetce śmiałam się, że nauczyłam się latać. Śmiałam się, żeby nie płakać - to, że żyjemy zawdzięczam naszemu psu, ale jeszcze nie wiem czy psina to przeżyje. Wraz z synkiem przeleciałam koziołkując na przeciwległy pas, mój ojciec odleciał w przeciwnym kierunku, a dotąd nie wiem w jakim stanie jest pozostała dwójka biorących udział w wypadku pieszych. Żyjemy, to się liczy. 
Drugą rzeczą jakiej się dowiedziałam jest chora procedura szpitalna. Lekarz nawet mnie nie obejrzał, zadał mi kilka pytań gdy siedziałam na wózku i wysłał na tomografię czaszki i odcinka szyjnego... Nikt nie zrobił mi innych badań, dopiero gdy z płaczem po wyjęciu welfronu wstałam by móc wrócić do dziecka, poczułam jak wszystko mnie boli. Nie mogę chodzić, mam opuchnięte biodro... Przytomna pediatra małego widząc mnie spytała, czy mamy prywatny pakiet i czy może mnie koś jutro zabrać do chirurga i ortopedy, bo to nie są tylko obicia, ale co ona ma do gadania... 
Po trzecie jeśli nie krwawisz i nie ma złamania policja adnotuje brak obrażeń i znika z pola widzenia. Polskie realia... Ale co tam, żyjemy, choć przez ułamek sekundy sądziłam, że umrzemy...
Na przyniesionym przez Pawła laptopie mam kilka skanów, ale żaden nie obrazuje chyba cudu. Nie jestem szczególnie wierząca, twardo stąpam po ziemi i sama jestem kierowcą. Oceniłam straty i prawdopodobne scenariusze i nadal nie rozumiem. Nie rozumiem, skąd tyle szczęścia, ale jestem wdzięczna. Dlatego może najlepiej tutaj pasuje kartka od Marty wprost z siedziby ONZ w Nowym Yorku. W końcu pomoc jest małym cudem.
English: We are just after a car accident. Danny is still at hospital with Paul and I try not to sleep at last not until Martin will come and look if I won`t pass away. I started to write while I was sitting next to my sons bed. Now I am at home with an awful pain - good that we have private medical service card and I will go to private hospital tommorow. Good thing is we live... and... thanks to the car drived we learnt how to fly... bad is everything else... Oh a card... It is a little miracle and so is the card, because help is a miracle itself. Postcard comes from UN headquarters in NY.

1 komentarz:

  1. Aż mi zimny dreszcz przeszedł po plecach, dobrze, że tylko tak się skończyło. Trzymajcie się jakoś, trzymam kciuki z całych sił. Ryczeć mi się chce nad ludzką głupotą i bezmyślnością niektórych kierowców. Na co dzień nie zastanawiamy się często nad tych, jak kruche jest życie. Wystarczy chwila...

    OdpowiedzUsuń